Akceptacja psychologiczna, cz.1
Autorzy prof. John Forsyth, Timothy Ritzert | Źródło
Rozdział pochodzi z książki Terapia poznawczo-behawioralna oparta na procesach wydanej przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne.
Pojęcie akceptacji jest dość stare. Pojawia się w tradycjach religijnych, w praktykach kontemplacyjnych Wschodu oraz w większości modeli psychoterapeutycznych, gdy omawia się relację terapeutyczną i proces terapeutyczny. Ostatnio weszło jako podstawowy proces do psychoterapii opartej na dowodach naukowych, zarówno w odniesieniu do psychopatologii, jak i zmiany terapeutycznej. Akceptacja w prezentowanym tutaj ujęciu jest „dobrowolnym przyjęciem postawy, która w stosunku do doświadczenia chwili obecnej jest celowo otwarta, chłonna, elastyczna i pozbawiona osądzania” (Hayes, Strosahl i Wilson, 2013, s. 354). Doświadczenie takie obejmuje zdarzenia wewnętrzne (np. myśli, emocje, wspomnienia, doznania fizyczne, pragnienia/impulsy) oraz blisko związane z nimi sytuacje kontekstowe, które je wywołują. W tym ujęciu akceptacja psychologiczna jest otwieraniem się na to, co oferuje nam życie, w dokładnie takiej formie, w jakiej to jest oferowane. Jest to umiejętność, a nie zaledwie zbiór technik. Jest to także proces, a nie tylko jego wynik.
Omawiany termin bywa źle rozumiany. Akceptacja nie jest poddaniem się, tolerowaniem czegoś ani bierną rezygnacją, ale raczej zachowaniem i wyborem. Polega na zbliżaniu się do – często stresujących – zdarzeń psychicznych i związanych z nimi sytuacji bez niepotrzebnych prób zmieniania ich, unikania, tłumienia ani też ucieczki od nich czy ich przedłużania. Wybór, by zbliżyć się do trudnych psychicznie do świadczeń i by się na nie otworzyć, jest – paradoksalnie – nowym działaniem.
Akceptacja pociąga za sobą zmianę podejścia do zdarzeń psychicznych (Cordova, 2001) polegającą na reagowaniu na nie z otwartością, z elastycznością oraz ze współczuciem. Stąd też kluczowym elementem związanej z nią pracy jest zmiana stosunku klienta do doświadczenia, które i tak pozostaje jego udziałem. Metaforycznie postawę akceptacji można zademonstrować za pomocą zwykłej pozycji stojącej, z szeroko otwartymi, nieco rozbawionymi oczami i jak najszerzej rozpostartymi ramionami. Taka receptywna postawa jest przeciwieństwem postawy zamkniętej, którą oddaje sztywna, wyprostowana pozycja stojąca, z zaciśniętymi powiekami oraz jak najsilniej oplecionymi wokół ciała ramionami.
W akceptacji nie chodzi o to, by pogrążać się w dystresie ani by przyjmować jakąś zmyślną taktykę kontrolowania trudnych osobistych treści. Akceptacja raczej stanowi proces mający pomóc klientom w odpuszczaniu niepotrzebnej walki, w życiu chwilą obecną, w dokonywaniu dobrych wyborów na bazie osobistych wartości oraz w podejmowaniu działań, które są dla nich ważne i mogą poprawić jakość ich życia. Kiedy pojawia się trudne doświadczenie psychiczne, akceptacja pyta: „Czy jesteś gotowy je przeżywać, w pełni i bez bronienia się przed nim, takim, jakie ono jest, i posuwać je do przodu, gdyby to oznaczało, że możesz robić to, co naprawdę ma dla ciebie znaczenie?”.
Badania pokazują, że działanie interwencji opartej na akceptacji nie oznacza zmiany myśli ani emocji, ale ograniczenie ich niepomocnego wpływu na zachowanie (Levin, Luoma i Haeger, 2015). W ramach tego procesu otwierają się nowe możliwości, a wysiłki na rzecz zmiany są kierowane w większym stopniu przez samoregulację skoncentrowaną na witalności, radości, sensie i celu.
Dlaczego akceptacja często jest potrzebna
Dzięki neuronauce wiemy, że istoty ludzkie mają wymiar diachroniczny – układ nerwowy człowieka jest addytywny, a nie subtraktywny. To, co się do niego dostaje, pozostaje w nim (pomijając przypadki urazów lub uszkodzenia mózgu). W tym ujęciu trudności, jakich doświadczają w obecnej chwili nasi klienci, są po prostu skutkiem wszystkiego tego, co zdarzyło się wcześniej.
Jako stworzenia „diachroniczne” przychodzimy na świat, przypominając puste naczynia różniące się między sobą predyspozycjami genetycznymi, lecz zasadniczo świadome, w których gromadzi się doświadczenie. Niczym kucharz przyrządzający zupę doświadczenie życiowe wrzuca nieustannie do naszych naczyń rozmaite składniki. Niektóre z nich okazują się bardzo wyraźne (trauma, przyjęcie z okazji pięćdziesiątych urodzin); każdy ma wyjątkowy smak – słodki, kwaśny, gorzki… Z tego, co w danej chwili zawiera taka mieszanka, wyłaniają się bardziej subtelne smaki. Nie istnieje żaden naturalny sposób na usunięcie raz dodanych składników i smaków. Można dodać nowe smaki, to jednak nie sprawi, że z mieszanki zniknie coś, co już się w niej znalazło.
Język i poznanie (zob. rozdział 7) zwiększają naszą zdolność docierania do tego, co się wydarzyło. Żaden sprawny werbalnie człowiek nie ucieknie przed ryzykiem cierpienia, może ono bowiem zostać przywołane do świadomości – w każ- dej chwili i w każdym czasie – właśnie poprzez język i poznanie. Paradoksalnie, choć ból psychiczny jest normalnym elementem ludzkiego doświadczenia (Eifert i Forsyth, 2005; Hayes, Strosahl i Wilson, 2013), to jednak gdy doświadczenie zo- staje uznane za przytłaczające, wówczas ból się nasila, ponieważ prowadzi do unikania doświadczania. To ostatnie oznacza brak gotowości do przeżywania zdarzeń psychicznych, nawet kiedy próby ucieczki przed nimi lub ich uniknięcia powodują krzywdę behawioralną (Hayes, Wilson, Gifford, Follette i Strosahl, 1996). Unikanie doświadczania, jak się wydaje, leży u podstaw wielu form cierpienia psychicznego właśnie dlatego, że jeśli jest stosowane w sztywny i mało elastyczny sposób, to nasila ból i cierpienie oraz przeszkadza w konstruktywnym działaniu (np. Chawla i Ostafin, 2007; Eifert i Forsyth, 2005). Liczne badania wskazują, że jest ono kosztowne, wymaga wysiłku i na dłuższą metę okazuje się nieskuteczne (np. Gross, 2002; Wenzlaff i Wegner, 2000).
Podczas gdy strategie kontroli działają dość dobrze na zewnątrz, to jeśli chodzi o wnętrze, są często źle stosowane – myśli, wspomnienia i emocje nie dają się bowiem łatwo kontrolować ani eliminować. Krótko mówiąc: jeżeli czegoś nie chcesz, tym bardziej staje się to twoim udziałem. Można natomiast zmienić swój stosunek do myśli i uczuć. To właśnie tu akceptacja może wiele zdziałać.
Kultywowanie akceptacji
Kultywowanie akceptacji polega na tworzeniu nowego kontekstu dla doświadczania myśli i emocji. Dalsza część tego rozdziału jest poświęcona praktycznym wskazówkom co do pielęgnowania akceptacji.
Obnażanie nieużyteczności kontroli
Co ważne, przed rozpoczęciem pracy nad akceptacją należy pomóc klientowi w rozpoznaniu, których aspektów doświadczenia nie może kontrolować, a także w otwarciu się na próbowanie czegoś nowego. Zazwyczaj można to zrobić w trakcie pierwszej lub drugiej sesji, a później w razie potrzeby wracać do tego. W tym procesie najistotniejsze są dwa pytania:
- Czego do tej pory próbował/próbowała pan/pani, by poradzić sobie z tymproblemem / tymi problemami?
- Czy według pana/pani to było użyteczne – na krótką metę i na dłuższą metę?
Odpowiedzi na te pytania, jeśli rozważy się je ze współczuciem i łagodnością, zaczną obnażać nieużyteczność i koszty walki jako takiej. Doświadczenie klienta często pokazuje, że kontrola jest skuteczna w krótkiej perspektywie – głównie dlatego, że przynosi ulgę psychiczną. Niemniej jednak takie krótkie momenty odpoczynku od cierpienia są kosztowne – emocjonalnie, fizycznie i ze względu na to, że przerywają ważne działania. W przytoczonym poniżej krótkim dialogu z dwudziestosiedmioletnią klientką, która od dawna walczy z lękiem społecznym, terapeuta zaczyna badać tę kwestię.
Terapeuta: |
Jak to u pani wygląda, gdy pojawia się lęk? |
Klientka: |
Czuję ucisk w żołądku, napięcie, nie mam ochoty nic robić. Po prostu siedzę sama przed telewizorem. |
Terapeuta: |
Tak więc, o ile dobrze słyszę i rozumiem, jedną z rzeczy, jakie pani robi, kiedy pojawia się lęk, jest siedzenie w samotności przed telewizorem. Jak wynika z pani doświadczenia, czy to pomaga zająć się lękiem? |
Klientka: |
[Zdezorientowana] Szczerze mówiąc, pomaga na chwilę. Tak naprawdę siedzę i czuję się podle, myślę o innych, że są gdzieś tam, cieszą się życiem – a ja nie. |
Terapeuta: |
Zatem nicnierobienie i siedzenie przed telewizorem raczej pani nie pomaga, a nawet pogarsza samopoczucie. A pani umysł mówi pani, że coś pani traci. Czego jeszcze pani próbowała? |
Terapeuta może po prostu odzwierciedlać to, co mówi klient (np. „Wygląda na to, że pani doświadczenie mówi pani, że rozsądne z pozoru strategie nie przynoszą rezultatu na dłuższą metę. Czy to prawda?”). Celem nie jest wywołanie złego samopoczucia u klienta, ale raczej ujawnienie kosztów samej walki oraz pomoc w rozważeniu tego, że jego doświadczenie jest ważne bez względu na to, co mówi umysł.
Dobrze dobrane metafory i ćwiczenia mogą ujawnić koszty niepotrzebnych wysiłków na rzecz kontroli oraz skierować klienta w nowym kierunku budzącym nadzieję. Terapia akceptacji i zaangażowania oferuje szereg metafor, które łatwo w tym celu zastosować (zob. Hayes, Strosahl i Wilson, 2013; Stoddard i Afari, 2014). Na przykład przy użyciu krótkiej liny można odegrać podczas sesji przeciąganie liny z emocjami. W trakcie towarzyszącego temu dialogu terapeuta może naprowadzać klienta na pozorną potrzebę zwycięstwa w owym przeciąganiu liny z wewnętrznymi „potworami” (emocjami), nawet jeśli odsuwa to w czasie możliwość zrobienia czegoś bardziej użytecznego (choćby dlatego, że i klient, i terapeuta ciągną za swój koniec liny).
Terapeuta: |
Umysł mówi pani, że musi mnie pani pokonać, zanim ruszy pani do przodu. Co teraz przychodzi pani na myśl? |
Klientka: |
Że muszę mocniej ciągnąć! |
Terapeuta: |
A czyż nie to właśnie teraz pani robi? Czy niekiedy nie tak pani to czuje? |
Klientka: |
Właśnie tak. |
Terapeuta: |
[Nie przestając ciągnąć liny] Czy kiedykolwiek udało się pani wygrać tego rodzaju przeciąganie raz na zawsze? Niech pani zauważy, że nie pójdzie na tę potańcówkę, na którą chciała pani iść. |
Tego rodzaju dialog prowadzi się tak długo, aż klient ostatecznie dostrzeże alternatywne rozwiązanie – puszczenie liny (zob. Eifert i Forsyth, 2005; Hayes, Strosahl i Wilson, 2013). Działanie to staje się fizyczną metaforą akceptacji, a także sztuczek umysłu, które mają zapobiec jej stosowaniu.
Dobrze jest początkowo nakłaniać klientów do korzystania z dzienników czy tabel, w których będą zapisywać: (1) pojawiające się trudne sytuacje, myśli i uczucia; (2) swoje reakcje na nie (łącznie z „chwytaniem liny”); (3) krótko- i długofalowe konsekwencje (tzn. to, z czego zrezygnowali albo co ich ominęło, gdy dali się złapać na przeciąganie liny ze swoimi potworami).
Uczenie patrzenia z różnych perspektyw
Nie sposób prawdziwie zaakceptować tego, o czym się nie wie albo czego się nie widzi. To dlatego akceptacja obraca się wokół umiejętności przyjmowania perspektywy czy też uczenia się, jak obserwować doświadczenia psychiczne takimi, jakimi one są. Umiejętności związane z defuzją (patrzenie na myśli i uczucia, a nie z ich punktu widzenia – zob. rozdział 23) może ułatwić zdrowe przyjmowanie perspektywy oraz akceptację.
Rozwijaniu umiejętności przyjmowania perspektywy służy wiele rozmaitych ćwiczeń doświadczeniowych, w tym formalnych i nieformalnych ćwiczeń dotyczących uważności (zob. rozdział 26). Tradycyjna medytacja z koncentracją na oddechu oraz inne ćwiczenia uważności (Kabat-Zinn, 2014) sprzyjają zauważaniu myśli i uczuć oraz otwartości na nie. Terapeuta może też wspomagać patrzenie z perspektywy, zachęcając klientów, by mówili z pozycji obserwatora własnych doświadczeń w trakcie sesji (np. „Zauważam, że doświadczam pragnienia, by się zamknąć i wycofać”). Ponadto może modelować i kształtować przyjmowanie perspektywy związane z otwartością emocjonalną poprzez sposób, w jaki sam się wypowiada (np. „Zauważam w sobie jakąś nagłą potrzebę… Jakbym musiał szybko coś zrobić, żeby być dla pana przydatny”).
Pielęgnowanie życzliwości wobec siebie i współczucia dla samego siebie
Klienci często są niezwykle surowi dla siebie, a do swojej historii oraz trudnych treści psychicznych i emocjonalnych odnoszą się z oporem, złością i samoobwinianiem, przez co nasilają własne cierpienie. Praca nad akceptacją nie polega na proszeniu ich, by polubili to, co myślą i czują. Raczej zachęcamy do zmiany jakości ich relacji z tym, czego i tak doświadczają. Akceptacja zachęca klienta, by zamiast odwracać się od trudnych treści – łagodniał, otwierał się na nie i wychodził im naprzeciw z życzliwością, z przyjaznym nastawieniem, z łagodnością oraz – niech nam będzie wolno to powiedzieć – z miłością.
Współczucie dla samego siebie oraz życzliwość wobec siebie nie są uczuciami – są to działania, które należy praktykować zarówno podczas sesji, jak i poza gabinetem terapeutycznym. Bazują one na głębszej świadomości tego, że (1) cierpienie w życiu jest nieuniknione, a (2) wszyscy ludzie napotykają przeszkody, problemy i ból (Neff, 2003).
Rozpoczynając taką pracę, często posługujemy się metaforą rodzica radzącego sobie z trudnym dzieckiem.
Rodzice w chwilach, gdy dziecko jest zdenerwowane lub robi coś złego, uczą się, że krzyczenie czy nakazywanie, by przestało płakać, są nieskuteczne i tylko eska lują problem. Niekiedy wybierają więc łagodniejsze podejście. Nie uciekają się do krzyku ani kar tylko dlatego, że dziecko źle się zachowuje. Wytrzymują pierwszy odruch (by zareagować ze złą energią) i w zamian pomagają dziecku poznać życzliwość i miłość oraz reagują w troskliwy sposób, który świadczy o tych właśnie uczuciach. Zastanawiam się, czy tego rodzaju podejście do siebie i do własnej historii może się okazać pomocne. Czyż nie jest tak, że obwi nianie samego siebie jedynie pogarsza sytuację? Czyż nie nadszedł już czas na nowe rozwiązanie?
Można nawet poprosić klienta, by trzymał swoje bolesne treści tak, jakby były niemowlęciem, by tulił je do serca ze współczuciem oraz z życzliwością. Za pomocą kierowanych ćwiczeń medytacyjnych, na przykład łagodnego obejmowania lęku, można kultywować współczujące reakcje (zob. Forsyth i Eifert, 2016). Po wprowadzeniu klienta w stan otwartej świadomości z zamkniętymi oczami prosimy go o wykonanie następujących czynności:
Ułóż obie dłonie wewnętrzną stroną ku górze i złącz je, tworząc rodzaj miseczki. Połóż je swobodnie na kolanach. Zwróć uwagę na właściwości swoich dłoni, na tworzony przez nie kształt. Są otwarte, gotowe, by coś trzymać. Uświadamiając to sobie, bądź także świadom, że używałeś ich na wiele sposob ów. Do pracy, do miłości, do dotykania, do tego, by były dotykane. [Podajemy mniej więcej pół tuzina przykładów]. Pozwól sobie zanurzyć się w dobru zawartym w twoich dłoniach.
Z tego miejsca dobra sprawdź, czy możesz pozwolić na to, by osiadła tu, choćby na chwilę, niewielka, drobna część twojego [problem emocjonalny, np. lęk]. Wyobraź sobie, że owa część, niczym opadające piórko, delikatnie osiada pośrodku twoich życzliwych i kochających dłoni.
Zanurz się w tym na chwilę – ów fragment [problemu emocjonalnego] spoczywa teraz w dobru twoich dłoni. Jak to odczuwasz, gdy tak go trzymasz? Po prostu zauważaj swoje odczucia, oddychaj i odczuwaj ciepło oraz dobro swoich dłoni. Nie ma tu nic więcej do zrobienia.
prof. John Forsyth