Nie śledź: pożegnanie się ze stresem pomiarów

Przetłumaczył Bartosz Kleszcz
Źródło link

Nie możesz zarządzać tym, czego nie mierzysz. ~odwieczna zasada zarządzania
Nie możesz zarządzać bez przyjemności~ja

Jest kilka starych zasad w zarządzaniu, które płyną niczym rzeka przez nasze społeczeństwo, mających dostarczyć energii w pracy i życiu osobistym: „Nie jesteś w stanie wpływać na coś, czego nie zmierzysz” czy „Jesteś tym, na co wskazują liczby” czy „Otrzymujesz to, co mierzyłeś.”

Wpadłem w to samemu. W różnych okresach życia spisywałem cykle ćwiczeń, przebiegnięte kilometry, wszystko, co trafiło mi do żołądka, każde ukończone zadanie, postęp w kierunku osiąganych celów, wagę, procent tłuszczu w organizmie, ile dni w miesiącu realizowałem jakiś nawyk, ilość spisanych słów każdego dnia, przeczytane książki, wydatki, dochody, długi, odwiedziny na stronie, kliknięcia w reklamy, na tweeterze, śledzących to, co piszę i tak dalej, i tak dalej. Czasem śledziłem kilka z nich w tym samym czasie.

Nie tkwię w tym samotnie – są ludzie, którzy gromadzą najdokładniejsze detale ich życia, od uderzeń serca przez ilość kroków do przespanych godzin (oraz jak wysoka była jakość tego snu) i wysłanych maili. Jako całe społeczeństwo, śledzimy i mierzymy więcej niż kiedykolwiek.

Co leży u podstaw takiego zachowania? Czy to prawda? I czy to konieczność?

Teoria u podstaw mierzenia: póki nie zmierzysz czegoś, nie masz pojęcia, czy rzeczy mają się ku lepszemu czy gorszemu. Nie możesz kierować się w stronę poprawy, jeśli nie masz liczb, by zobaczyć, co się zmienia i w którą stronę.

I do pewnego stopnia to prawda.

Jeśli zmierzysz, ile godzin spędzasz na pisaniu, to bardzo możliwe, że przybędzie ich z czasem, zwyczajnie temu, że regularnie mierząc to stajesz się bardziej świadomy lub świadoma tego, bardziej skupiony, bardziej zmotywowana, by tę liczbę podbijać. Jeśli mierzysz przebiegnięte kilometry – z dużą dozą prawdopodobieństwa będziesz stawać się coraz lepszy lub lepsza (pod warunkiem, że nie doznasz kontuzji lub się nie wypalisz).

Ale jak zmierzysz ilość wzniesień pokonanych podczas pogoni za kilometrami, ilość nagłych przypływów energii, kiedy szaleńczo biegłeś czy biegłaś albo przyjemność z mijanych widoków? Jak zmierzysz świetne rozmowy z żoną podczas wspólnego sprintu? Jak pomierzysz wszystkie pomysły, jakie strzeliły do głowy podczas przebierania nogami, korzyści zdrowotne uprawiania sportu, nowo odkryte miejsca? Można by chcieć to wszystko prześledzić, ale wtedy zapisywałoby się 20 różnych rzeczy zamiast samych kilometrów.

Tak samo z pracą – możesz mierzyć swoją produktywność na skali od 1 do 10, ale czy to zmierzy związki, jakie nawiązałeś lub nawiązałaś z czytelnikami czy klientami, przyjemność podczas wykonywania pracy, lekcje wyciągnięte z porażek tudzież czystą radość z czynienia czyjegoś życia lepszym? Śmiało, spróbuj to zmierzyć.

Kiedy angażujesz się w śledzenie godzin, złotych, kilometrów, mówisz domyślnie, że są wiele bardziej istotne niż to wszystko, czego zmierzyć się nie da. Stawiasz to z samego przodu głowy jako coś, co trzeba poprawić, kosztem wszystkiego innego. A co z kontaktami z ludźmi i radością? Czy te są mniej ważne?

Wówczas dochodzą jeszcze inne problemy ze śledzeniem i mierzeniem wszystkiego:

  • Mierzenie i śledzenie zabiera czas – to wartościowy czas, który mogłeś lub mogłaś spędzić działając i żyjąc.
  • Tworzy to nastawienie, że zawsze musimy stawać się lepszymi, zawsze mierzyć, zawsze czymś zarządzać, zawsze starać się o coś lepszego, jeszcze lepszego, jak najlepszego. A co z uczeniem się bycia szczęśliwym, szczęśliwą z samym sobą? Co ze skupieniem się na radości, współodczuwaniu, kochanych ludziach? Kiedy polepszanie siebie znajduje swą metę? Czy kiedykolwiek jesteśmy usatysfakcjonowani? I czy to jest ten sens życia – ciągle się poprawiać, ciągle robić coś lepiej i nigdy nie być szczęśliwym z tego, gdzie aktualnie się znajdujemy?
  • To stres tak mierzyć, śledzić kupę rzeczy i rozczarowanie, kiedy liczby nie skaczą do góry lub nie tak wysoko, jak mieliśmy nadzieję.
  • Trzeba wybrać, co mierzyć, a jak będziemy wiedzieć, czy wybieramy tę właściwą rzecz? Czemu jest to jedyna rzecz, która się liczy? To zawężające spojrzenie na życie.
  • Szczęścia od tego nie przybywa. Nie czyni to nas zadowolonymi. Nie utrzymuje to nas w tu i teraz.

Mógłbym tak wyliczać. Pomiar i śledzenie to narzędzia, nie ma nic złego w używaniu ich. Sam oczywiście korzystałem z nich wielokroć i wciąż polecam je większości ludzi. Po prostu myślę, że powinniśmy rozważyć, czy są alternatywy, kwestionować dogmaty i eksperymentować, aby dowiedzieć się, co działa najlepiej dla nas.

Nie śledź: Inny sposób na pracę i życie

Więc jak pracować i żyć, jeśli nie śledzimy i nie mierzymy? Moja żona Ewa spytała mnie dziś o to, kiedy wyszliśmy pobiegać – naprawdę chce śledzić swój bieg (kilometry, czas, prędkość), aby zachować motywację i robić to dalej. Odpowiedziałem jej, że to nie jest konieczne.

Rzućmy okiem na przykład matki czy ojca – czy mierzymy wszystkie rzeczy, jakie robimy jako rodzic, aby utrzymać motywację do poprawiania się i dalszego działania? Czy mierzymy:

  • Ilość przytuleń
  • Czas poświęcony na czytanie dzieciom
  • Czas poświęcony na przygotowywanie im posiłków
  • Naprawianie ich zabawek
  • Zabieranie ich na plac zabaw lub do parku
  • Zabawę w berka
  • Pomoc w kąpieli lub ubieraniu się
  • Uczenie ich nowej umiejętności
  • Wspólne zbijanie bąków

I tak dalej. Nie, po prostu robimy to wszystko i jeszcze więcej. Dlaczego? Jak możliwe jest robić to wszystko bez motywacji wynikłej ze śledzenia?

To proste: robimy te rzeczy, ponieważ kochamy je robić i kochamy nasze dzieci.

Jesteśmy także zmotywowani do uczenia się czegoś więcej na temat bycia rodzicem, sprawdzania, czy coś, co już robimy, można by robić lepiej, nie z racji mierzenia i śledzenia, ale ponieważ kochamy bycie rodzicami i chcemy być w tym dobrzy. Nie trzeba nam żadnych śledzi.

A co z bieganiem? Czy nie jest możliwe biegać dla radości płynącej z tego? Czy nie jesteśmy do tego już zmotywowani z racji tego, że kochamy siebie samych? I kogo obchodzi, czy przebiegniemy więcej kilometrów czy nie? Jest to arbitralny cel, który tak naprawdę nie znaczy nic. Po prostu biegać, ponieważ to przerąbane, dla przyjemności kontaktu z naturą i świetnych widoków, dla prostej lecz bezgranicznej przyjemności rozmowy z kimś, kogo kochasz.

A co z pracą? Czy przestaniemy nagle robić wszystko, ponieważ nie jest mierzone? Moja odpowiedź brzmi nie.

Pracuję od jakiegoś czasu bez śledzenia czegokolwiek i – kto ma uszy niechaj słucha – moja praca idzie do przodu. Robię to, ponieważ daje mi to przyjemność. Robię to, ponieważ kocham moich czytelników, i robiłbym niezależnie od warunków, nawet jeśli jakiekolwiek liczby, za pomocą których chciałbym mierzyć swój progres, opadłyby do poziomu kanalizacji, a potem prosto do zaświatów. Oto czemu podejmuje się działanie, a nie ponieważ chcemy, aby liczby były lepsze. Liczby są pozbawione znaczenia, arbitralne, ograniczające, wąskie i bez serca.

Działaj dla miłości działania, dla miłości do innych. To niemierzalne i głęboko transformujące.