I żyli długo i nieszczęśliwie
Przetłumaczył Krzysztof Kryca
Źródło link
Augusten Burroughs o blaskach pesymizmu oraz o tym, jak zaakceptować żałobę i gniew
„Ja tylko chciałbym być szczęśliwy”. Nie potrafię sobie wyobrazić innego zdania zdolnego wywołać równie dużo rozpaczy i niekończącego się smutku. No, może z wyjątkiem: „Kochanie, kocham twoją młodszą siostrę”…
Już na pierwszy rzut oka wydaje się to wyjątkowo szczere i prostolinijne. Dzieci po prostu chcą być szczęśliwe. Tak samo szczeniaki. Szczęście wydaje się zdrową i normalną potrzebą. Zupełnie jak oddychanie świeżym powietrzem albo kupowanie zdrowej żywności.
Ale wyznanie: “po prostu chciałbym być szczęśliwy” jest jak wielka dziura w podłodze przykryta dla niepoznaki dywanem. Wystarczy bowiem, że raz o tym pomyślisz, ba, powiesz na głos i natychmiast zrodzi to wniosek: „nie jestem szczęśliwy”. Pułapka frazy „chciałbym po prostu być szczęśliwy” polega na tym, że dopóki precyzyjnie nie określisz, czym jest „szczęście” dla ciebie, dopóty nie zaznasz szczęścia. Cokolwiek szczęście dla ciebie znaczy, musi być konkretne i możliwe do zrealizowania. Kiedy masz już plan na osiągnięcie szczęścia, rozciągnij go na swoje życie i zobacz, co musisz zmienić, aby wyobrażenia i rzeczywistość lepiej się do siebie dopasowały.
Niezmiennie recepta polegająca na definiowaniu szczęścia i majstrowaniu przy swoim życiu, aż wszystko zacznie prawidłowo trybić, działa TYLKO wobec niektórych osób – ale nie wobec wszystkich. Jestem jedną z nich. Nie jestem szczęśliwy. Owszem, jest kilka rzeczy, które czynią moje życie radosnym. Ale radość jest ulotną emocją, podobną do kichnięcia. Przez większość czasu to, co czuję, to zainteresowanie. Albo melancholia. Również często czuję rozrzewnienie, irytację, mętlik w głowie, strach i beznadzieję. Nic z tego nie jest nawet zbliżone do szczęścia. Ale tak sobie myślę – czy to aż tak źle?
Znam fizyka, który kocha swoją pracę. Ludzie mylą jego niekończącą się koncentrację na pracy i myślenie o atomach z nieszczęściem. Ale on nie jest nieszczęśliwy. Jest zajęty. Założyłem się, że kiedy umrze, to na jego klatce piersiowej będzie leżała książka. Ludzie, którzy nie są ot tak szczęśliwi sami z siebie, wymyślają sobie realizowanie celów. Szczęście jest jak bieżnia z metą na końcu dla ludzi, którzy nie są szczęśliwi z natury. Bycie nieszczęśliwym nie oznacza, że musisz być smutny albo ponury. Możesz być interesujący, zamiast być szczęśliwym. Możesz być nawet fascynujący, zamiast być szczęśliwy.
Oczywiście przeszkodą jest nasze super pozytywne społeczeństwo, które milcząco nie toleruje jakiejkolwiek formy braku szczęścia, czy po prostu negatywności. Pod obejmującym przestwór parasolem negatywności jest wszystko, co nie jest super-pozytywne. Serio, kto z nas ma świetny dzień codziennie? Albo kto na pytanie jak ci minął dzień odpowiada „Beznadziejnie, dzięki!” cały czas?
Złość i negatywność również mają swoją role. Zamiast próbować złagodzić nieprzyjemne i niekomfortowe emocje poprzez „próbowanie bycia pozytywną”, postaraj się chociaż raz „być negatywną”. Poważnie, spróbuj. Pozwoli ci to zbliżyć się do tego, jak się aktualnie czujesz: „Czuję się beznadziejnie, grubo, a w ogóle to jestem głupia. I oczywiście jestem beznadziejna, że tak właśnie się czuję. A wszelkie próby bycia pozytywną i optymistyczną wywołują we mnie złość, a to prowadzi do tego, że już się kompletnie załamuję”…
Jeśli tak to właśnie wygląda – jakkolwiek się czujesz – zaliczasz bazę, udało ci się właśnie zbudować solidne fundamenty. Czasami pozwolenie sobie na odczucie każdej emocji bez osądzania i cenzurowania może zmniejszyć jej intensywność. To trochę tak, jakby wypuścić ją na podwórko, aby sobie pobiegała, żeby pozbyć się nadmiaru energii.
Następstwem idei, że wszyscy musimy być na okrągło pozytywni jest przekonanie, że wszyscy musimy być zdrowi. Kiedy miałem 32 lata, ktoś kogo kochałem umarł na pokrytym plastikowym ochraniaczem materacu w szpitalu na Mahhattanie. Jego śmierć nie była niespodziewana, więc przygotowywałem się na nią odpowiednio wcześniej, w sumie od momentu, gdy uzyskałem tytuł na studiach. Kiedy umarł, byłem tak zszokowany, jakby zmarł w skutek upadku pianina na jego głowę podczas porannego spaceru. Byłem totalnie nieprzygotowany.
Nie wiedziałem zupełnie co ze sobą zrobić. Niemal rok zajęło mi myślenie, szalone, że może spotkam go we śnie. Kiedy wreszcie uwierzyłem, że już odszedł zaczął się kolejny etap: czekanie. Czekanie, aż wyzdrowieję. To akurat zajęło mi kilka lat.
Prawda na temat każdej kuracji jest taka, że „kuracja” to telewizyjne słowo. Ktoś ci bliski zmarł? Nigdy się z tego nie wyleczysz. To, co się wydarzy przez pierwszych kilka dni, to ludzie dokoła ciebie, którzy będą dotykać twojego ramienia, a ty za każdym razem będziesz podskakiwał ze strachu, a przy okazji przypominał sobie o oddychaniu… Będziesz miał wrażenie, jakbyś miał zaraz umrzeć, zupełnie z naturalnych przyczyn. Ciężar smutku będzie wręcz odczuwany fizycznie i nieznośnie blisko.
Możesz też wziąć prysznic i wyjść z domu. Może gdzieś za rok zobaczysz jakiś film. A któregoś dnia ktoś powie coś śmiesznego i spowoduje, że nie będziesz mógł przestać się śmiać. A ty przyłożysz dłoń do ust, ponieważ będziesz się śmiał i śmiał i nie będziesz mógł przestać, a śmiech ten będzie ci łamał serce, będziesz miał wrażenie, że to zdrada. Jak śmiesz się w ogóle śmiać?
Z czasem, dla swoich przyjaciół, wygrzebiesz się z tej straty i powrócisz. Wszystko, co tak naprawdę się stało, pomyślisz, jest właśnie tą dziurą w dywanie w samym centrum twojego życia zawężoną wystarczająco mocno, aby zamaskować ją śmiechem. I znowu, możesz odczuwać presję za to, że jest to prawdą. Możesz odnieść wrażenie, że minęło już „wystarczająco” dużo czasu i najwyższa pora, aby tej dziury, która jest w centrum ciebie nie powinno już być.
Takie „dziury” to ciekawe zjawisko. Tak jak to się zdarza, my ludzie jesteśmy w stanie żyć z wieloma takimi wyrwami, o różnych rozmiarach i kształtach. Możemy być pełni takich wyrw i strat, takich rozległych terytoriów niewyleczonej geografii – a jednocześnie możemy się zachwycać życiem, kochać, być zadowolonym w dokładnie tym samym momencie.
Pośród starych i głębokich prawd, ta jest najbardziej podstawowa: codzienne wydarzenia z naszego życia i fakty mogą być, czasami, nieznośnie bolesne. Życie ma jednak skłonność do tego, aby nie robić sobie wiele z wszelkiego rodzaju prawd i przekonań. Sprawy które powinny nas zabijać nie robią tego. Może to być poważną zachętą do kontynuowania naszego życia.
Prawda na temat kuracji brzmi następująco: nie trzeba być w pełni zdrowym, aby być całością. I mam na myśli tę całość, w której brakuje wielu fragmentów, które wydają się niezwykle ważne. Co więcej, nie brakuje żadnej części ciebie. Tak naprawdę idzie o to, aby być kimś więcej niż się było wcześniej.
Ludzkie doświadczenie waży więcej niż chusteczki.
(Human experience weighs more than human tissue. Trudna do oddania gra słów po angielsku – tissue, to nie tylko tkanka, coś materialnego, fizycznego, blisko ciała, tworzącego jego strukturę, w przeciwieństwie do doświadczenia jako zasobu wiedzy, mądrości, zbioru wydarzeń, ale również… chusteczka higieniczna, która przydaje się w trudnych chwilach. Można ująć sens tego jako „ludzkie doświadczenie warte jest zasmarkanej chusteczki do nosa”. – przyp. tłum.)